Relacje z wypraw na rybowanie
Data publikacji:  2010-10-21 23:25:15Dodaj swoją relację
leszcz wędkowanie wyprawa na ryby Jezioro Przytomne piwo kiełbaska grill wzdręga płoć ukleja feeder picker |
Kochanie, będziemy troszkę później...
Gdzie: Jezioro Przytomne - PZW Okręg Płocko-Włocławski - obejrzyj na GoogleMaps
Kiedy: 19 czerwca 2010
Dryń, dryń, dryń…
- No witam „Prezesa”, co tam słychać?
- Jedziemy z rańca?
- Jedziemy!
- Grzesio chce się z nami zabrać…
- Nie ma problema, zgarnę go po drodze do Ciebie.
Tak się zaczął nasz kolejny wyjazd na rybowanie nad Przytomnym. Około 02.00 zabrałem Grzesia, zaraz potem Maćka i około 03.30 już byliśmy nad jeziorkiem. Akurat świtało.
Szybko rozłożyliśmy sprzęt bo obiecałem żonce, że wrócimy koło południa. Maciek rzucił picker'ka a na drugą rękę rozłożył sobie spławiczek i rozpoczął „koszenie” krąpików, leszczyków i ukleji. Grzesiu, który rozlokował się w zatoczce obok nas, rzucił dwa feeder'ki i również co chwilę wyciągał a to leszczyka a to krąpia czy wzdręgę.
Ja po całym tygodniu pracy byłem tak zmęczony i nie chciało mi się co chwilkę wyciągać średniaczków, że postanowiłem zarzucić dwa feeder'ki daleko w jezioro, z dużymi haczykami i kupą przynęty, licząc na jakiś okaz. Chwilę potem sen mnie zmorzył… Na krzesełku było strasznie niewygodnie więc na zasłużony odpoczynek udałem się do auta.
Obudziło mnie walenie w szybę:
- Marek, Marek!!! Wstawaj, masz na wędce jakiś okaz, Maciek już zaczął ciągnąć…
To Grześ, który tą „delikatną pobudką” całkowicie mnie rozbił. Nie wiedziałem jak się nazywam, gdzie jestem i co ja robię tu. Dłuższą chwilę dochodziłem do siebie i w końcu zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie robią mnie w balona, żeby tylko wyciągnąć mnie nad wodę. Ale gdy przecierając zaspane oczy w przedniej szybie zobaczyłem jak faktycznie Maciek ciągnie moją wędkę, niespiesznym krokiem skierowałem się nad brzeg.
Jak się okazało zaciął się piękny, ponad półtora-kilowy leszcz. Było około 09.00 rano.
Po tej akcji odechciało mi się spać i licząc na kolejne zdobycze ponownie zarzuciłem sprzęt. Po kilkunastu minutach Grzesiu wyciągnął podobnego leszcza a około 10.00 u mnie na haku wylądował kolejny.
Mając na uwadze, że obiecałem żonce powrót około południa, powinniśmy się powoli zacząć zbierać, ale… jak tu się zbierać jak właśnie podeszły piękne leszcze. Postanowiłem, że zadzwonię i przenegocjuje warunki powrotu.
- Wiesz kochanie, właśnie piękne leszcze podeszły i biorą jak szalone – troszkę podkoloryzowałem – i żal jechać. Zostaniemy jeszcze troszkę i wrócę najpóźniej około 14.00 - OK.?
Izunia się zgodziła, więc w najlepsze rzuciłem kolejny raz zakładając nową przynętę.
Jak to w takich sytuacjach bywa… brania się skończyły chwilę potem. Minęła 11.00, minęła 12.00 i… dupa. Tylko Maciuś dalej kosił krąpiki i wzdręgi na spławik.
- No dobra chłopaki, czas się zbierać… Muszę być w domu na 14.00. A i tak skończyły się brania i pewnie nic konkretnego już dziś nie złowimy…
W tej chwili mój feeder wygiął się jakby chciał pocałować taflę wody, a dzwoneczek zadźwięczał w szalonym tańcu na końcu szczytówki. Fachowe zacięcie i po chwili kolejny okazały leszcz lądował na plaży. Zaraz potem Grzesiu ciągnął następnego lecha. Chyba znowu podeszły…
- Wiesz kochanie znowu piękne leszki podeszły, będziemy troszkę później, OK? – szybki telefon do żonki.
Maciek na wszelki wypadek również poinformował Gosię, że nam się przedłuży rybowanie – tak żeby się nie martwiła ;-). Grzesiu za to stwierdził, że ma w dniu dzisiejszym carte blanche i może wracać, o której tylko chce.
Skończył nam się prowiant przewidziany na wędkowanie do południa – szybki kursik do pobliskiego sklepu i już mieliśmy kiełbaskę grillową i zapas piwa. Niestety w sklepie „wyszedł” cały zapas pieczywa i zamiast bułeczek zakupiliśmy chrupki kukurydziane. Teoretycznie rzecz biorąc produkt pod względem składu bardzo zbliżony do pieczywka.
Później znowu przestały brać rybki… i znowu zaczęły… i tak na zmianę. Jeszcze raz zadzwoniłem do żonki stwierdzając, że i tak nic już dzisiaj nie zdążymy załatwić więc… będziemy troszkę później.
Gdy powoli zaczęło się ściemniać, nałowiliśmy całą masę ryb, znowu skończył się prowiant i zapas piwka stwierdziliśmy, że w końcu czas wracać. Jeszcze tylko pamiątkowa sesja zdjęciowa, oficjalne uwolnienie ryb i pakowaliśmy swoje manele.
Dzień trzeba uznać za wyjątkowo udany – złowiłem kilka dużych lesiów, wiele mniejszych, kilkanaście krąpików i parę wzdręg. Wynik Grzesia był podobny, a za to Maciuś wyciągnął tylko jednego większego leszcza ale za to mniejsze sztuki tego gatunku, krąpie, wzdręgi, płotki i ukleje trzeba by liczyć w wielu dziesiątkach.
I tak oto, planowo poranny wyjazd przeciągnął się na prawie całą dobę i właściwie "niewiele" się pomyliłem, umawiając się co do powrotu z żonką - naprawdę byłem w domu kilka minut przed dwunastą… tyle, że w nocy... a nie w południe ;-)
- Kochanie, bedziemy troszkę później... - czasami "troszkę" znaczy na rybach troszkę więcej, zwłaszcza jeżeli biorą. Chyba sami rozumiecie...
A poniżej krótki filmik z tego rybowania nakręcony komórką.
Pozdrawiam,
Marek
rybowanie.pl
Wróć do listy relacji
Dodaj swoją relację
Oceń i skomentuj tę relację
Ocenił: Dawid2012-04-10 21:22:36 | ocena = 5
J przytomne jest super.:-)
Ocenił: Spokojny2010-10-22 22:27:25 | ocena = 5
Ładna relacja, a i kompania jak widać, przednia. Dobrze że nasze towarzyszki życia są czasem wyrozumiałe :)
Ocenił: drenczer2010-10-22 07:14:22 | ocena = 5
Bardzo ładne rybowanie, tak trzymaj;