Opowieści wędkarskie
Data publikacji:  2011-03-27 15:13:08Dodaj swoją opowieść
wędkowanie wędkarstwo rejs łódź wyprawa na ryby Arab hotel wczasy urlop wakacje wyjazd Hurghada Egipt Morze Czerwone przynęta kalmar ostrosz wipera trachinus vipera |
Wędkarskie przygody Magdy - czyli szczęki Arabów opadły
Wybiła siedemnasta - koniec pracy. Zamykam biuro na trzy spusty, wyłączam telefon. Wreszcie się doczekałem. Jutro jadę, a raczej lecę, na urlop.
Wracam do domu. W mieszkaniu bałagan. Moja żona próbuje nas spakować
(pomyślałem sobie: nie mogę do tego dopuścić - przecież muszę w walizkę włożyć tą nową wędkę,
którą kupiłem kilka dni temu i oczywiście dodatkowy kołowrotek oraz kilka innych akcesoriów wędkarskich).
Ubrania walają się po całym pokoju, dzieciaki biegają i ryczą jakby je ktoś obdzierał ze skóry.
Po kilku nieudanych próbach odstawienia mojej żony Małgosi od walizek oraz uspokojenia rozbrykanych pociech,
wreszcie zaczynam przejmować kontrolę nad tym chaosem. Żona ląduje w sypialni.
- Kochanie idź obejrzyj sobie jakiś serial a ja tu zrobię wszystko za ciebie.
Dzieciaki dostają na lody i zabierają ze sobą psa. Sytuacja opanowana.
Zaczynam pakować walizki, do których potajemnie trafia nieco więcej sprzętu wędkarskiego. Przecież Gocha tego nie zauważy a rentgena w oczach nie ma. Podstęp się udał, walizki spakowane i zapięte na kłódki a kluczki od nich lądują w moich kieszeniach. Możemy lecieć.
Egipt przywitał na koszmarnym upałem. Zakwaterowano nas kilkanaście kilometrów za Hurghadą w bardzo sympatycznym
hoteliku, który posiada bezpośredni dostęp do niewielkiej, ale bardzo pięknej rafy, gdzie do bólu można nurkować
i snorkować.
W sąsiedztwie hotelu znajduje się hucznie przez Arabów nazwany Ośrodek Sportów Wodnych i Rekreacji,
który ulokował się w obskurnym baraku. Przed barakiem stoi tablica informacyjna, na której w języku rosyjskim napisano,
co i za ile. Dostrzegam miedzy innymi informację o wyprawach wędkarskich. Ośrodkiem zrządza gruby Arab o imieniu Jaser.
Drugiego dnia po zakwaterowaniu udaję się do O.S.W.i.R. i po krótkiej rozmowie z dyrektorem tegoż przybytku dobijam
targu - za kilkadziesiąt zielonych wynajmuję łódź oczywiście razem z obsługą, sprzętem wędkarskim (!!!) i niewielką przekąską.
Następnego dnia ok. godz. 15:00 razem z moją córką Magdą, wyposażeni w wędki przywiezione z Polski, docieramy do "Ośrodka".
Przed ośrodkiem jak zwykle siedzi kierownik oraz jego kompan, jak się później okazało sternik łodzi, którą wypłynęliśmy w rejs,
a ponadto Hassan - znajomy Arab z hotelu.
Kierownik, gdy mnie ujrzał z głupia frant oświadczył, że nasza wyprawa jest przełożona na szesnastą
(a żar z nieba, że aż piasek paruje i przejście tych kilkuset metrów kosztowało mnie sporo sił i potu).
Całą siła woli powstrzymuje się przed wybuchem i grzecznie pokazuje kwit próbując wytłumaczyć, że inne były ustalenia.
Ale moje grzeczne wyjaśnienia nie skutkują. Arab rozkłada ręce i mówi, że wypłyniemy o szesnastej. Wtedy wybucham z siłą wulkanu.
Na samym początku Jaser został obrzucony grubszym słowem w trzech znanych mi językach (podstawowym zestawem słów w języku
angielskim, rozwiniętym zestawem słów w języku polskim i skróconym zestawem słów w języku rosyjskim) następnie zaproponowałem
mu kopa w zad i błyskawiczny zwrot kasy. Całkowicie nieświadomie udało mi sie odkryć sposób na leniwych przyjaciół znad Nilu.
Po mojej eksplozji w Arabów jakby piorun strzelił. Sternik zerwał się z krzesła, wpadł do baraku i za chwilkę targając w
jednej ręce zgrzewkę coca-coli a w drugiej arbuza, pędził kłusem w stronę zacumowanej w pobliżu łodzi.
Jaser pomimo swoich rozmiarów z gracją pantery zerwał się z miejsca i zaczął organizować przynętę.
Natomiast "frend" Hassan ewakuował się z szybkością pershinga - tak na wszelki wypadek, aby "odłamkowym" nie zarobić.
I już o piętnastej pięć siedzieliśmy z Madzią w łodzi lekko kołysanej przez fale Morza Czerwonego, chłodzeni delikatną morska bryzą.
Łódź była obszerna, częściowo ze szklanym dnem i prawie całkowicie zadaszona. Na łowiska dopłynęliśmy w ciągu kilkunastu minut.
Sternik o imieniu Mustafa zgrabnie zakotwiczył łódkę no i zaczęło się.
Razem z Madzią rozłożyliśmy nasze wędki. Magda łowiła na trzy-metrowego teleskopa a ja na pickera.
Już w pierwszym rzucie Madzia wyciąga kolorowa rybkę wielkości mojej dłoni, a za chwile i ja mam podobną.
Po około 30 minutach moja córka ma 7 sztuk a ja 4. Nasz sternik łowiąc na samą żyłkę z nakrętkami od śrób jako obciążnikiem
jest od nas dużo gorszy - złapał tylko jedną rybę i z niedowierzaniem kiwa głową.
Po kolejnym kwadransie Magda zaczyna narzekać na ból głowy i mdłości, powoli zaczyna dopadać ja choroba morska.
Proponuję jej abyśmy wrócili na ląd, jednak ona kategorycznie odmawia. Kładzie się na ławce i chwile odpoczywa.
Następnie wstaje i dalej wędkuje i to z bardzo dobrym skutkiem. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie.
Ponawiam propozycję o zejściu na ląd. Magda znowu odmawia. Jest twarda - a może naprawdę tak jak ja dostała
fioła na punkcie wędkarstwa?
Mustafa, aby ulżyć Magdzie używa swoich czarodziejskich sztuczek. Pociera dłoń o dłoń i przykłada je do skroni mojej córki.
Trzyma przez jakiś czas a następnie zaczyna je lekko masować, dziewczyna ożywa, mija ból głowy i mdłości.
Magda szybko, aby nie tracić czasu chwyta wędkę, zakłada kolejnego kalmara na haczyk i zarzuca.
Nagle kątem oka zauważam potężne branie na teleskopie córki. Fachowe zacięcie i kij wygina się w łuk.
Po kilkuminutowej walce Magdalena wyjmuje z wody dublet. Ja i Mustafa robimy wielkie oczy i nie chce nam się wierzyć.
Jedna ryba zapięła się za haczyk natomiast druga połknęła 60 gramowy ciężarek i tak została wyholowana.
Sternik już nie kiwał głową, ale się za nią złapał i wybełkotał, że już z wieloma wędkarzami łowił ryby, ale takiego numeru
to jeszcze nie widział, ba - nawet o nim nie słyszał. Madzia jest z siebie bardzo dumna, ale niestety ponownie zaczyna się źle czuć.
Mustafa proponuje, aby spłynąć na bardziej spokojne wody do niewielkiej zatoczki w pobliżu przystani. Robimy jak sugeruje.
Tam brań jest trochę mniej, ale nie można narzekać.
W którymś rzucie Madzia wyciąga białą, cętkowaną na grzbiecie rybkę wielkości 30 cm.
Przypomina mi ona ostrosza wipera (łac. Trachinus vipera) złowionego przez mojego przyjaciela Marka w Turcji,
który okazał się niebezpieczny i posiadał na grzbiecie kolce jadowe.
Jednak Mustafa rozwiał nasze wątpliwości i wyjaśnił, że złowiona ryba jest "mniam-mniam".
No to jak jest mniam-mniam, to ją zdejmuj z haczyka sam, odpowiadam.
W trakcie naszej wyprawy próbowałem kilkakrotnie spytać naszego szypra o nazwy łowionych ryb, ale w konsekwencji dowiedziałem się, że w Morzu Czerwonym według Mustafy pływają tylko dwa gatunki ryb: ryby mniam-mniamy i ryby nie-mniam-mniamy - dalej nie pytałem, bo i po co...
Madzia pomimo wpłynięcia na spokojniejsze wody w dalszym ciągu źle się czuje, więc jestem zmuszony i podejmuję ostateczną
decyzję o końcu wędkowania. Sternik pyta:
- A co z arbuzem i coca–colą?
- Mustafa jest u ciebie rodzina?
Kiwa głową twierdząco.
- To zabieraj colę i arbuza dla rodziny.
- A ryby? - Mustafa pyta dalej.
- Bierz i ryby! - odpowiadam. Facet jest przeszczęśliwy.
W trakcie powrotu do przystani dowiedziałem się, że Mustafa ma żonę i dwoje małych dzieci chłopca i dziewczynkę, i że
żyłoby mu się lepiej, bo ta łódź jest jego, ale lwią część swojego zarobku musi oddawać kierownikowi O.S.W i R.
- Mustafa – pytam - powiedz ile dostaniesz za ten rejs?
Okazało się, że tylko około 10% sumy, którą zapłaciłem grubasowi. Aż mnie zatkało.
Zaproponowałem mu trzy razy tyle za kolejną wyprawę. Trochę się wahał, bo co powie Jaser.
- Powiedz w razie czego, że mogę go osobiście zelżyć, i że to jest biznes tylko między tobą a mną.
Zgodził się, przebiliśmy piątkę i za dwa czy trzy dni mogłem znowu wędkować.
Następnego dnia do baru przy basenie podszedł do naszej ekipy Hassan. Od razu poznał mnie i Magdę.
Gęba mu się roześmiała - przebił ze mną piątkę, nawet Madzi kiwnął głowa na powitanie i zawołał swojego brata Ramzesa,
który dobrze mówił po polsku.
No i się zaczęło. Usta Ramzesa się nie zamykały - gadał i gadał i gadał. Jak to sternik Mustafa opowiedział
jemu i innym o przygodach Magdy, o jej wspaniałych umiejętnościach wędkarskich, o jej twardym charakterze,
o wiadrze ryb i przede wszystkim o złowionym dublecie. Ramzes zacytował słowa sternika:
- Jak ich zobaczyłem na przystani, to se pomyślałem: czego oni tu szukają z tymi wędeczkami, i po co on zabiera
na ryby tą dziewuchę? A tu proszę - wszystkim nam szczęki opadły!
Uzależniony od rybowania,
Maciek F.
P.S. Już niebawem kolejny artykuł pt. "Twoja stara, ... - czyli wędkarskie jaja nad Jeziorem Przytomnym".
Wróć do listy opowieści
Dodaj swoją opowieść
Oceń i skomentuj tę opowieść
Ocenił: Anonim2024-09-29 18:50:35 | ocena = 5
Ocenił: jantek512014-04-02 20:28:31 | ocena = 5
wspaniała opowieść wędkarska!
Ocenił: Anonim2014-04-02 20:26:53 | ocena = 5
Ocenił: Anonim2013-12-01 22:44:58 | ocena = 4
Ocenił: Anonim2013-01-26 15:53:20 | ocena = 4
Ocenił: Anonim2012-08-09 12:43:22 | ocena = 5
Ocenił: jarek2012-06-05 21:17:15 | ocena = 5
Ocenił: Anonim2012-05-15 14:20:12 | ocena = 1
Ocenił: Anonim2012-04-01 09:36:04 | ocena = 5
Ocenił: Anonim2011-07-22 16:57:41 | ocena = 5
Ocenił: Anonim2011-07-12 06:00:04 | ocena = 5
Ocenił: rybowanie.pl2011-03-31 21:52:25 | ocena = 5
Brawo dla tej Pani !!!